Pan Rybka dostał ode mnie na urodziny takie coś:
Kanapowiec - czyli pies-poduszka :)
Kiedy oglądamy razem tv (a dokładniej on ogląda, a ja przeglądam blogi na moim "maluchu") Pan Rybka lubi kłaść głowę na moim udzie lub żebrach... i tu pojawiają sie schody - kości mnie bolą, więc kanapowiec jest czymś co poprawia komfort głównie mój, ale mam nadzieję, że Pana Rybki też :).
A tak wyglądał przed wypełnieniem:
Tkanina zalega u mnie od... - nie pamiętam dokładnie, ale
wiem, że była kupiona przez sąsiadkę dla mojej mamy - byłam wtedy w
liceum (czyli jakieś 10 lat temu!)
Miał być z niej szlafrok...
Może jeszcze kiedyś będzie, ale póki co uwolniłam kawałek - tak na dobry początek:).
Jakiś czas temu Zapomniana Pracownia pochwaliła się na swoim blogu przepysznie wyglądającym tiramisu...
i ja też zapragnęłam zrobić... takie swoje :)
Zrobiłam w zeszłą sobotę:)
ostatni kawałek:
dostała go przyszła teściowa - ja wyjadłam resztki z naczynia - mniam...
a tak wyglądało po kilku godzinach od zrobienia:
podaję przepis (podpatrzyłam na kilku stronkach, ale ostatecznie zrobiłam po mojemu):
- 2 opakowania mascarpone (400g) - niektóre przepisy mówiły o jednym i śmietanie
- 4 jajka - w przepisach było od 2 do 5
- kawa
- cukier puder (na oko - tak żeby było słodkie)
- alkohol (ja miałam żołądkową gorzką - czekała od zeszłorocznych świąt bożego narodzenia :)
- kakao
- 24 długie biszkopty (tyle zużyłam na wyłożenie dwóch warstw w naczyniu żaroodpornym)
Jajka "sparzamy" - co by zabić salmonellę:)
Szykujemy dwa naczynia do miksowania, naczynie żaroodporne i jakieś naczynie do namaczania.
Robimy 3 espresso, wlewamy do naczynia, zostawiamy do podstygnięcia...
W międzyczasie dzielimy jajka: białka do jednego, żółtka do drugiego naczynia.
Miksujemy żółtka przez chwilkę, dodajemy mascarpone i nadal miksujemy, do momentu kiedy będzie ładnie wyglądać:)
Białka posypujemy cukrem pudrem (w zależności jak bardzo słodkie lubimy - ja dałam max. pół szklanki, ale oczywiście "na oko":) i miksujemy do momentu kiedy będzie można odwrócić naczynie i nam nie wypadnie.
Przekładamy pianę do masy żołtkowej i przez chwilkę mieszmy mikserem na małych obrotach.
Wracamy do naszego naczynia z kawą: dolewamy do niej alkohol ("na oko" - wkładamy palucha do "płynu", oblizujemy: nie czuć alkoholu - dolewamy:)
Moczymy nasze biszkopty i układamy je wilgotną stroną do góry.
Przykrywamy warstwą masy i posypujemy kakao (w tym tygodniu odpuściłam sobie kakao pomiędzy warstwami - po ukrojeniu ładniej wygląda).
Układamy drugą warstwę biszkoptów i wykładamy na wierzch resztę masy, posypujemy kakao - tym razem przez sitko, likwidując grudki... i to wszystko.
Przykrywamy naczynie folią i wkładamy do lodowki.
My jedliśmy pierwszy raz po kilku godzinach, ale najpyszniejsze jest następnego dnia, a po dwóch to już totalna rewelka :) - jak smakuje po trzech dniach niestety nie wiem -tak długo nie wytrwało, ale znajoma, która dostała kawałek i jadła we wtorek się zachwycała :)
Pozdrawiam i pochwalcie się jeśli Was zachęciłam do spróbowania:)
Cieszę się, że Cię zainspirowałam:) Ja poszłam na łatwiznę z tym kremem z torebki, ale taki mi smakuje i jest szybszy:) Może spróbuję kiedyś z takim kremem z serka mascarpone jak piszesz. Uwielbiam tiramisu!
ReplyDeleteja poszłam na łatwiznę z biszkoptami :)
Deletemuszę kiedyś spróbować z wiśniami...
Pozdrawiam
Piesek wyszedł rewelacyjnie :-) A tiramisu muszę zrobić :-)
ReplyDeleteGenialny psiak! Musi byc milutki. I jaki sprytny pomysł, hehe :)
ReplyDeletePsiak faktycznie teraz będzie chronił twoje kosteczki ;) Co do ciasta może się skuszę,bo wygląda pszepysznie ;)
ReplyDeleteI like the dog
ReplyDeleteBhoo Bhoo
Bhooooooooooooooooooooooooooo
:p
Świetny pomysł na poduszkę :)
ReplyDeletea takiego deseru to i ja bym skosztowała - uwielbiam takie smaki :)
Kanapowiec ekstra!!!
ReplyDeleteAleż super kanapowiec wow
ReplyDeleteDzięki :)
ReplyDeleteTwój jamnik uroczy! Sama go wymyśliłaś? :) A tirmaisu.. uwielbiam!
nie bardzo było co wymyślać - wszędzie jest teraz pełno jamników maskotek (ale cena 40 euro za "hand made" jest jak dla mnie nieco zabawna)
Deletenarysowałam go sobie od razu na tkaninie, poszpilkowałam, przeszyłam i wycięłam ząbkowanymi nożyczkami (to pierwsza zabawka jaką w życiu uszyłam - na dodatek w taki "łopatologiczny" sposób :)
Pozdrawiam
Ale fajny piesio:)
ReplyDelete